wtorek, 31 marca 2015

Last month

Żegnaj marcu, oby w kwietniu było więcej lata:)

"Tak tato, rozumiem czym jest ten caly fermion majorany."

Biblioteczka, jeśli się nudzisz możesz usiąść na ławeczce i poczytać:)

Ciekawa kołatka

Budowa holenderskich domów zadziwia



Pod "jojami"


Den Haag



sobota, 28 marca 2015

Drewniaki i Bonte Ossteeg

Wreszcie udało nam się uporać z przeprowadzką i porządkami. Sprzątaniu sprzyjała pogoda, a raczej jej brak, cały tydzień był zimny i deszczowy. Po tygodniu mieszkania w nowym miejscu już jesteśmy praktycznie przyzwyczajeni do zmiany otoczenia, cóż... lata praktyki;) Dla Zosi istotną zmianą jest spanie w dużym, "dorosłym" łóżku, nie był to jednak dla niej żaden problem, jeszcze ani razu nie spadła (czego się bardzo obawiałam), śpi ładnie całą noc, a rano przybiega zadowolona do naszej sypialni:) 
Kiedy w piątek niespodziewanie wyszło słońce, postanowiłyśmy to wykorzystać na eksplorowanie zakątków delftyckiego rynku. Zosia oglądała, wszechobecne w sklepach okalających rynek, drewniaki, biegała i zapoznawała się z kanałowymi kaczkami. 





Spacerując trafiłyśmy na malutką uliczkę Bonte Ossteeg, dopiero w domu oglądając zrobione zdjęcia dowiedziałam się, kim jest autor malunków na krowie, ścianie kamienicy i chodniku. 




Hugo Kaagman jest holenderskim artystą, przedstawicielem street artu. Wypracował on swój unikalny styl, w którym łączy symbole współczesnej popkultury, historii, religii i polityki ze stylem Delftware. Najbardziej znanymi pracami Kaagmana są stworzenie muralu na 65 metrowej ścianie wschodniego terminalu na lotnisku Schiphol oraz wykonanie zdobień na ogonach boeingów dla brytyjskich linii lotniczych.

Terminal na lotnisku Schiphol (źródło:http://www.kaagman.nl)
(źródło: http://www.kaagman.nl)

Jak widzicie pomału odkrywamy kolejne tajemnice Delft, nie ułatwia tego niestety pogoda, dlatego z niecierpliwością oczekujemy nadejścia wiosny, a wraz z nią coraz dalszych podróży i większej ilości atrakcji.

czwartek, 19 marca 2015

Pożegnanie z Julianalaan

Dzisiaj nasza ostatnia noc na Julianalaan, jutro już ostatecznie przeprowadzamy się do nowego mieszkania. Chciaż ten wielki dom budził we mnie na początku grozę i czułam się tu nieswojo, teraz kiedy przychodzi czas na wyprowadzkę trochę mi smutno. Już nie będzie towarzysza kota i śpiewu ptaków o 5 rano. Ale jedno jest pewne, będziemy tutaj często wracać na spacery. I na spotkania z kotami, bo mam wrażenie, że w tej okolicy w każdym domu jest kot, a nawet dwa lub trzy. Idąc na spacer spotykamy koty na ulicach i koty wylegające się na parapetach. 



Kot Duch



Do naszego ogródka, oprócz starego znajomego, przychodzi jeszcze co najmniej trójka innych, włażą na dach kuchni i wygrzewają się przy kominie. 





I znowu kilka dni temu zawitała do nas wiosna, ale potem gdzieś zawróciła, bo znów jest zimno i ponuro:/

Wiosenna Zosia







wtorek, 17 marca 2015

Delftyckie kafle

O delftyckich fajansach już kiedyś było, ale moje zainteresowanie wzbudziły oglądane w sklepikach z antykami ceramiczne płytki ścienne, więc postanowiłam napisać na ten temat coś więcej.




    Delft do XVII wieku znane było w świecie głównie z browarnictwa, sytuacja ta zmieniła się diametralnie w 1654 roku po wybuchu magazynu z prochem strzelniczym. Zniszczona została wówczas spora część miasta, a wielu browarników straciło swoje dorobki i miejsca pracy.
W tym samym okresie Delft było portem rozładunkowym Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, która importowała z Chin przyprawy, kawę, herbatę oraz cenną wówczas chińską porcelanę. Był to artykuł na tyle pożądany, że zawsze było go na rynku za mało. Sytuacje tą postanowili wykorzystać mieszkańcy Delft i zaczęli "podrabiać" słynną chińską porcelanę. Początkowo starano się odtwarzać wzornictwo z dalekiego wschodu (styl ten nazwano Delft Blauw, a jego najsłynniejszymi twórcami byli Samuel van Eernhoorn i Adriaen Kocks). W XVIII wieku, gdy fajanse z Delft osiągnęły szczyt popularności wprowadzono również wzory europejskie, scenki rodzajowe, motywy religijne, roślinne i zwierzęce, rzemieślnicy zaczęli wówczas sygnować swoje prace.



Oprócz kafli, którymi ozdabiano ściany i piece, produkowano talerze, wazy, wazony i butelki. Delftyckie płytki stały się na tyle popularne, że występowały praktycznie w każdym holenderskim domu (przynajmniej tym bardziej zamożnym). Podbiły również resztę Europy, czego przykładem może być wystrój pałaców carskich w Peterhofie, czy nasz polski Pałac Pakoszów w Pilchowicach (znajduje się tam piękny kominek ozdobiony XVIII - wiecznymi kaflami z Delft).


    Dzisiaj, spacerując po mieście, w wielu miejscach można zobaczyć i kupić kolekcjonerskie kafle, które na pewno są bardzo dobrą pamiątką z Delft. Ich ceny wahają się od ok. 20 euro do 200 euro za sztukę. A jak rozpoznać autentyk? Otóż fajanse z Delft mają kilka charakterystycznych cech:

1. "cienkie, żółtawe brzegi potłuczonych kawałków,
2. pokrycie białym i nieprzezroczystym szkliwem cynowym ze wszystkich stron, które tworzy powierzchnię do malowania,
3. odciski z tyłu lub od spodu pozostałe po zawieszeniu podczas wypalania w piecu,
4. łatwe odłamywanie szkliwa,
5. znak manufaktury,
6. oznaki zniszczenia (starości)." (www.wikipedia.pl)

Jak widać na moich zdjęciach kafle wyglądają na mocno dotknięte upływem tych kilku minionych wieków. Każdy obok ceny ma podaną datę produkcji, najczęściej spotykane są takie z lat 1600-1800.






Żeby nie było, że dziś tylko kafle i kafle:

Pies podczas spaceru po rynku.

Zosia robi "za za za za za", czyli wchodzi po schodach.



(Informacje do posta zaczerpnęłam z www.nakomiady,pl, www.weranda.pl, www.kominek.org.pl oraz z wikipedii)

wtorek, 10 marca 2015

Urok Vrouwjuttenland

Dzisiaj troszkę o naszej nowej ulicy - Vrouwjuttenland, warto o niej wspomnieć, ponieważ kanał nad którym będziemy mieszkali powstał w ok. 1432 roku. 

Vrouwjuttenland

Ciekawie jest sobie pomyśleć, ilu ludzi mieszkało tam przed nami przez te wszystkie stulecia. (Oczywiście nie w tym samym domu, kamienica w której będziemy mieszkali ma tylko troszkę ponad 100 lat;)). Początkowo kanał nosił nazwę Verjutten Lant, w 1999 roku została ona zmieniona na obecną. Z północno-zachodniej strony graniczy z kanałem Verwersdijk, z południowo-wschodniej z Vrouwenregt. Z tego ostatniego odchodzi przecznica Kerkstraat prowadząca wprost na rynek, idąc nią po lewej stronie mija się Nieuwe Kerk. To dzwony tego kościoła będą nas zapewne budziły każdego ranka.  Zosię najbardziej cieszy to, że będzie miała bardzo blisko do kaczek i gołębi, które będzie mogła karmić suchym chlebem, nawet przez okno mieszkania. 

Widok z naszych drzwi na dwa mosty.

Nasz nowy sąsiad.

Kerkstraat

Dobre wrażenie zrobiło na nas to, że kiedy w słoneczny dzień minionego weekendu poszliśmy do nowego mieszkania zastaliśmy pod naszymi oknami sąsiadów siedzących sobie na krzesłach i popijających piwo. W okół spacerują turyści, goszczą się w pobliskich kawiarniach, a dla nas przez jakis czas będzie to codzienność - siedzieć sobie na krzesełku pod kamienicą nieopodal rynku Delft i popijać piwko, bądź inny napój;)