sobota, 31 stycznia 2015

Last month

Minął pierwszy miesiąc naszego pobytu w Holandii, właściwie nawet nie wiemy kiedy i jak to się stało. Z Zosią, generalnie, czas szybciej mija, a i ponudzić też się nie ma kiedy.
Dziś krótkie podsumowanie wrażeń i odczuć...
Jest nam łatwiej niż podczas pierwszego wyjazdu do Belgii, szybciej się zaaklimatyzowaliśmy i pogodziliśmy z tym, że to nie Polska, nie Kraków. To, że otaczają nas ludzie których języka nie rozumiemy już nie jest żadną nowością, właściwie nie zwróciliśmy na to uwagi. Ja się nie boję wyjść sama z domu ani odzywać do ludzi, jak to było w Belgii;) Być może dlatego, że teraz mam małą towarzyszkę. Michał w pracy ma tylko trudniej, bo tutaj grupa jest mocno zsocjalizowana i trzeba dużo czasu spędzać na lunchach, seminariach i spotkaniach, no i narzeka, że przez to w pracy ma mało czasu na pracę;) Na ulicach obcy ludzie się uśmiechają i mówią nam "daach" (dag-cześć), więc jest miło. Właściwie to jest tutaj nawet fajnie. Oczywiście nie jest tak, że nie miałabym na co ponarzekać, ale może o tym innym razem:)
Zdjęcia to gratka dla dziadków i prababci, dużo Zosi z ostatniego miesiąca plus zdjęcia, które nie dostały się na poprzednie wpisy:


Zosia wyrzuca szklane butelki







Dwa ostatnie zdjęcia przedstawiają tajemnicze dla nas płytki chodnikowe. Wmurowane są w różnych miejscach miasta, na każdej jest napis "ziemia" w kilku językach. Ich tajemnicę postaramy się rozwikłać. 

wtorek, 27 stycznia 2015

Shopping in Delft

Zakupy, każdy robi, nie każdy lubi, ale bez nich nie da się żyć;)
Jak sprawa zakupów wygląda tutaj, jakie są ceny, czy coś nas dziwi albo zaskakuje? Zaraz się dowiecie. Dziś zdjęcia z komórki, więc nie najlepsze.
W Krakowie naszym sklepem nr 1 było Tesco, po pierwsze było blisko, po drugie było w nim wszystko, po trzecie mając samochód wystarczyło zrobić tam zakupy raz na tydzień. Teraz Tesco zastapił nam Jumbo, sklep w którym panuje chaos i bałagan, robienie w nim zakupów po godzinie 16 jest przyczyną frustracji i wzrostu agresji wobec przekładających towar pracowników (którzy uniemożliwiają dojście do półek i zastawiają połowę alejek). Plusami sklepu są dość duży wybór towaru i możliwość kasowania sobie samemu rzeczy w trakcie robienia zakupów. Przykładowe ceny wybranych artykułów:
chleb (taki w kształcie tosta, miękki i nadmuchany) - 1,05 E,
dwa filety z kurczaka - 3 E,
ser gouda w plasterkach ok. 200g - 2,5 E,
1,5 litrowa woda mineralna - 0,65 E (w cenie doliczona jest kaucja za plastikową butelkę, którą tutaj się zwraca),
pudełko 12 mini lodów rożków (za którymi ostatnio przepada Zosia)- 2 E,
płyn do płukania tkanin Robijn 2l - 2,65 E,
ok 400 g fileta z łososia (nie mrożonego) - ponad 6 E. Ryby są raczej drogie, taniej niż u nas kosztują za to krewetki, 10 E za kilogram.


Tym co nas tutaj zaskoczyło jest zaokrąglanie cen, o 1, 2 eurocenty, np. jeśli coś ma cenę 1,02 to zapłacimy za to 1 E, a za towar wart 1,89 zapłacimy 2 E. W ten sposób starają się chyba wybić z obiegu żółtą drobnicę. Poza tym bardzo mało popularne są tutaj płatności zbliżeniowe. 
Zaraz koło Jumbo znajduje się drogeria, Kruidvat. Podobnie jak w Jumbo panuje tam nieład i bałagan, ile razy tam byłam tyle razy musiałam krążyć między alejkami, żeby móc wyjechać wózkiem spomiędzy pudeł. Wybór kosmetyków jest raczej mały, ceny wyższe niż u nas, np. żel do mycia twarzy Garnier kosztuje aż 8 E, krem do rąk Nivea 3,5 E. Pieluchy są za to w dosyć przyzwoitej cenie: 10 E za 52 sztuki.
W niedalekiej okolicy dwóch powyższych sklepów znajdziemy właściwie sklepy ze wszystkim innym: ubraniami, meblami, rzeczami kuchennymi, wyposażeniem domu. Sporo jest tutaj sklepów z tak zwanymi pierdołami, jednym z nich jest Xenos. 


Chińskie wyroby z "wyższej półki" (pudełeczka, pudła, zegary, poduszki, słoiki, kubki, czego dusza zapragnie), ale znaleźć tam można również fajne rzeczy made in Holland. Podobnego typu sklepami są Blokker i Hema, z tym że Hema jest również drogerią, sklepem odzieżowym i spożywczym. 



Tanie majtasy i kiepskiej jakości ubrania można kupić w Zeemanie. 


Najtańszym i najbadziewniejszym sklepem jest to:


Tutaj chiński towar sprzedają z kartonowych pudeł: foremki na babeczki, różne artykuły papiernicze, części do rowerów, gumki do włosów i oczy do produkcji żab;)


Sklepy odzieżowe to tradycyjne sieciówki: H&M, C&A, czy mniej popularne Etam. 


Sporo jest sklepów obuwniczych, np. odpowiednik naszego Deichmanna - Van Haren, w którym nawet niektóre deichmanowe marki się powtarzają. 


Generalnie w centrum znajdziemy co krok jakiś sklep odzieżowy, obuwniczy, spożywczy, sklepy z porcelaną czy serami. Zosia bardzo lubi towarzyszyć mi w zwiedzaniu miasta, warunek jest jednak taki, że zawsze muszą być Pies i rogal z czekoladą pod ręką;)


sobota, 24 stycznia 2015

Morze zimą i Malinka

Dzisiaj opowieści nadmorskie, gdyż słoneczny dzień zachęcił nas do podróży nad morze Północne. Z Delft mamy tramwaj nr 1, który jedzie pod samą plażę, więc jak się zrobi ciepło to pewnie będziemy tam gościć dosyć często. Ponieważ na trasie tramwaju (w Hadze) znajduje się polski supermarket Malinka, postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym i dodatkowo zrobić zakupy. 
Jak to zazwyczaj bywa nad morzem, wiało niemiłosiernie. A że i ja i Zosia nie przepadamy za wiatrem i zimnem nasz spacer ograniczył się do przejścia kawałkiem plaży, pozbierania muszelek, zjedzenia obiadu w McDonaldzie i powrotu promenadą na przystanek tramwajowy.









Wybór miejsca posiłku uzasadniam tym, że we wszystkich innych barach i restauracjach serwujących ryby i owoce morza było pusto, głupio wrócić do domu z rozstrojem żołądka. 





W drodze powrotnej wstąpiliśmy do polskiego sklepu kupić to, co po 3 tygodniach nieobecności w kraju, marzyło nam się najbardziej.


Michałowi - biały ser! Mnie - serek wiejski! Mnie i Zosi - Wafelki!

Na zakończenie zdjęcia z tramwaju podczas drogi powrotnej:)



sobota, 17 stycznia 2015

Nasz nowy dom

Przyszedł czas na opisanie naszego lokum tymczasowego. Wynajmujemy połowę wielkiego domu, burżuje! Ale warunki tutaj są raczej nędzne, więc nie macie co zazdrościć. Na parterze jest pokój dzienny, zapełniony zbiorem starych kanap, tutaj też jest nasza jadalnia.


Kuchnia znajduje się w przybudówce, jest zimna, nie ma piekarnika, ale za to jest pralka, co po rocznym praniu w bali w Belgii jest bardzo dużym plusem. 


Na piętro prowadzą strome schody, póki co największa rozrywka Zosi. 


Co za frajda wchodzić na górę i schodzić po kilkanaście razy dziennie ciągnąc za sobą mamę!
Na górze jest łazienka (jak łazienka, tyle że zimno w niej) i cztery pokoje. 


Zagnieździliśmy się w jednym, mamy tam sypialnię, pozostałe stoją puste: w jednym śmierdzi, w drugim mamy suszarnię, a w trzecim pachnie jakby ktoś wylał na podłogę flakon Brutala.


W każdym pokoju jest wnęka w ścianie zamykana na klucz, szafa taka. 


Tutaj chyba był jakiś internat albo mały akademik, bo budynek należał kiedyś do TU Delft (uniwersytetu), zresztą pod budynkiem nadal jest brama wjazdowa na teren wydziału chemii. Na zdjęciach poniżej widać tył domu i plac wydziału, całkiem tam ładnie, rosną kwiatki i stoi dużo butli z gazem.




Jest jeszcze strych, z wejściem w suficie, ale dla mnie to temat tabu - wiecie co się kryje na strychach w każdym horrorze. 


Nie ma się właściwie co rozpisywać, mieszkamy tutaj tylko do końca marca, więc za jakis miesiąc zaczynamy poszukiwania nowego domu.

wtorek, 13 stycznia 2015

Kotkot

Pada, cały dzisiejszy dzień. A jak nie pada to wieje, aż ludzie z rowerów spadają. Nawet na spacer się nie chce iść w taką pogodę. Ale miałyśmy dzisiaj, ku uciesze Zosi, gościa. Odwiedził nas kotkot.


Przyszedł w trakcie robienia gulaszu, wyczuł sprawe;P Siadł pod oknem kuchennym i miałczał. Ucieszona Zosia wyniosła mu skrawki mięsa i mleko do picia. 


Od tamtej pory kot siedzi grzecznie na parapecie, albo na krześle w ogródku i czeka na kolejną porcję pyszności. Może stanie się naszym zwierzątkiem przydomowym?


poniedziałek, 12 stycznia 2015

Na południe

W niedzielne przedpołudnie, zachęceni blaskiem słońca wyłaniającego się zza chmur, ruszyliśmy na południe Delft. Już 5 minut drogi od naszego mieszkania zaczął się zupełnie inny krajobraz, bardziej industrialny i brzydki. Okazało się również, że pogoda bywa zdradliwa, wiało strasznie i było super nieprzyjemnie. Południe miasta to połączenie biurowców, bloków mieszkalnych i dziwnych malutkich, szeregowych domków. Zdecydowanie ta część Delft wygląda na biedniejszą. Znaleźliśmy sporo tureckich sklepów, w jednym z nich zaopatrzyliśmy się w zapas herbaty:) Najciekawsze elementy krajobrazu uwieczniliśmy na zdjęciach.




Poza tym widzieliśmy "żyletkowy" krzew i ogrodzenie zrobione z ogromnej ilości muszelek.



Zosia bardzo chciała sama biegać i spacerować, ale niestety wiatr co jakis czas ją pokonywał, w końcu się poddała i siadła do wózka.



Na zakończenie zdjęcie naszego tymczasowego mieszkania, a właściwie domu, ale o tym więcej w kolejnym poście:)