piątek, 31 lipca 2015

Last month

Lipiec pożegnał nas iście jesienną pogodą, przez ostatni tydzień wiało, lało i było zimno. Dla przypomnienia kilka zdjęć z ładniejszych lipcowych dni.


Gorący wieczór spędzany pod domem.



Kanałowy morderca. Zeżera małe rybki.

Pływająca orkiestra (dwie małe łódki w tle).


Wiersz w forcie w Wilrijku. Z tego co mi się udało przetłumaczyć to poemat dla biegaczy;)

Vaderlandstraat, Wilrijk.

Stoisko z piwami w belgijskim Carrefourze.

"Co ja tu kupiłam..." Czwartkowy rynek w Delft.





Urządzenie wyglądające jak stare EEG, u golibrody na wystawie. Trąci horrorem...

Na koniec najładniejszy widok - radosny śmiech Zosiątka:)

piątek, 24 lipca 2015

Miasto mostów

W Delft, mieście pełnym kanałów, nie mogłoby zabraknąć mostów. Jest ich tutaj około osiemdziesiąt.











Jednym z nich jest Drapeniersbrug, znajdujący się nieopodal naszego mieszkania. Jest to jedyny most w centrum Delft na którym znajduje się latarnia.





Wybudowany został około XVIII wieku. Swoją nazwę wziął stąd, że przez stulecia we wschodnej części miasta zlokalizowany był przemysł tekstylny: drapeniers - sukiennik. Sukiennicy delftyccy zajmowali się wyrobem i sprzedażą wyrobów włókienniczych, głównie wełnianych. Do dzisiaj bardzo popularne są tutaj sklepy pasmanteryjne z włóczkami, koronkami, wyrobami wełnianymi i maszynami do szycia.







niedziela, 19 lipca 2015

Delft - Wilrijk, Wilrijk - Delft

Mieszkając tak blisko Belgii nie moglibyśmy nie odwiedzić "starych antwerpskich kątów", dlatego też wczoraj wybraliśmy się w podróż. Podróż dwoma pociągami (z przesiadką w Roosendaal), ku uciesze Zosi. 




Wysiedliśmy na stacji Antwerpen - Berchem i na nogach poszliśmy do Wilrijka, w którym mieszkaliśmy niegdyś przez rok. 





Wybraliśmy trasę, którą kiedyś często pokonywaliśmy na rowerach, przez parki, centrum miasta, aż do fortu w którym zrobiliśmy sobie mały piknik.















Oczywiście poszliśmy również na Vaderlandstraat zobaczyć nasze stare mieszkanie i do stadniny koni. 







W sumie niewiele się w Wilrijku zmieniło, jedynie Carrefour wydał nam się obcy, bo zmienili wystrój i poprzestawiali półki z towarami;) A kiedy usiedliśmy nad wodą w forcie, w miejscu, gdzie kilka lat temu spędzaliśmy prawie każdy pogodny wieczór, poczuliśmy sentyment i radość, że mogliśmy tu wrócić, w dodatku razem z Zosią. Taka mała podróż w czasie wzbogacona o małego towarzysza:) 







Z Wilrijka udaliśmy się autobusem do centrum Antwerpii i pociągiem z powrotem do Delft:)